niedziela, 1 stycznia 2017

W poszukiwaniu źródła.

Picie wody wprost ze strumienia może skończyć się poważnymi kłopotami. Biegunka może być najłagodniejszym wymiarem kary. Woda zaczerpnięta wprost z górskiego potoku może zawierać szczepy bakterii, na które układ pokarmowy nie jest przygotowany. Wystarczy, że wcześniej poddaliśmy się kuracji antybiotykowej i mamy uszczuploną naturalną florę bakteryjną, najeźdźcy mogą szybko pokonać pierwszą linię naszej obrony. Wodę bezwzględnie należy przygotować do spożycia.
Jak, w warunkach polowych, przeprowadzić oczyszczanie oraz uzdatnianie wody?

Pierwszym, najczęściej stosowanym sposobem jest poddanie wody działaniu wysokiej temperatury. Zwykłe gotowanie zabija większość drobnoustrojów. Stosowanie filtrów jest zalecanym sposobem pozbycia się zanieczyszczeń stałych. Prosty filtr trójsegmentowy można wykonać z materiałów dostępnych w terenie i tego, co nosimy na sobie. Na prostym trójnogu z gałęzi zawieszamy trzy półki z ubiorów przyniesionych ze sobą. Pierwszy jest tylko z tkaniny i zatrzymuje najgrubsze zanieczyszczenia. Jeśli cierpimy na niedostatek ubiorów, pierwszą część filtra można zrobić ze świerkowych gałązek. Na drugim poziomie, na tkaninę sypiemy, wypłukany i wyparzony lub wypalony żwir. Trzeci segment najważniejszy stanowi wkład z węgla drzewnego, najlepszego materiału filtracyjnego, ze względu na swą porowatość. Na wypad w głuszę najlepiej zaopatrzyć się w filtr produkowany specjalnie na tę okazję. Urządzenie chloruje wodę, a dzięki związkom srebra zapobiega wtórnemu zanieczyszczeniu. Można też stosować tabletki do uzdatniania wody lub preparaty w kroplach o tym samym działaniu.

Pierwszy z wynalazków ludzkości

Wszystkie istoty żyjące na ziemi boją się ognia. Człowiek na początku swej drogi do cywilizacji też obawiał się tego żywiołu i starał się go unikać, lecz wrodzona ciekawość nie pozwalała tylko się bać. Ośmielał się zbliżać do bestii. Kąsała czasem dotkliwie, ale nauka nie szła na marne. Zbierając doświadczenia z incydentalnych spotkań, nasi przodkowie stawali się powoli ekspertami w obcowaniu z płomieniami wzniecanymi przez naturę. Naturalne pożary buszu spowodowane wysoka temperaturą nie były rzadkością. Istnieją też rośliny, których cykl rozrodczy wymaga działania otwartego płomienia w obrębie siedliska. Tak dzieje się w przypadku Sekwoi Olbrzymiej, która sama prowokuje pożar, wydzielając lotne substancje zapalające się w suchym i nagrzanym powietrzu.
Pożary powodowane były przez burze miotające pioruny niosące straszna energię niszcząca płomieniami wszystko na swojej drodze.
Po rozległych pożarach buszu i lasów pozostawała padlina padłych zwierząt. Okazało się, że płomienie zmiękczają mięso, tak że staje się łatwe do pogryzienia i lekkostrawne. Był to czas, kiedy ogień pozyskany z pożaru należało chronić, żeby nie zgasł. Ludzie nie wiedzieli od razu jak rozpalić ognisko? Mogli jedynie tropić pożary i przechować zagarnięty żar tak by nie zgasł w drodze do miejsca postojów. Potrzeba była najlepszą nauczycielką. Znaleziono w lesie substancje, które w fenomenalny sposób chroniły żar, tląc się delikatnie przez wiele godzin podczas podróży. Taka technologiczna rewelacją była huba. Pasożyt wielu drzew lub próchno drzewne zamknięte w pancerzu z twardego drewna.